146 cm wzrostu, 48 kilogramów, 10 lat… w tym momencie każdy wyobraża sobie młodego beztroskiego dzieciaka. Jednak ja przypominam sobie siebie, jeszcze nieświadomego swojej orientacji?! Tak orientacji, orientacji piłkarskiej, a raczej przynależności do klubu piłkarskiego, którego zawodnicy stają się autorytetami do naśladowania! Teraz jest to dla mnie bardzo istotne ale wtedy…
… ten młody dzieciak wychowany przez podwórko, piaszczyste boiska, grę do zmroku z kumplami gdzie rodzice wysyłali siostrę, abym wracał do domu, stanął w wieku 10 lat przed pierwszym ważnym wyborem jak się później okazało. Wyborem ulubionego klubu piłkarskiego. Każdy z kumpli miał wybrany ulubiony klub, ja cały czas nie potrafiłem się zdecydować. Wybór kumpli był kierowany naśladowaniem starszego brata, wynikami sportowymi w danym okresie, tym co było napisane w Bravosport. Ja jednak szukałem czegoś więcej…
… wybór trafił prawie na AC MILAN, jak dziś pamiętam za dobre wyniki w szkole wyprosiłem rodziców, aby kupili mi pełny strój piłkarski: spodenki, koszulka, getry, plastikowe ochraniacze oraz totalny ratytas tamtych czasów korkotrampki. Wraz z rodzicami trafiłem na targ ( rynek ) gdzie stanąłem przed tymi wszystkimi strojami i padło pytanie jakiej drużyny chcę zestaw. Jednak ja nie wiedziałem. Tata wyraźnie poirytowany poprosił o pomoc handlarza. Pan zaproponował strój Paulo Maldiniego grającego w AC MILAN z numerem 3 na plecach, więc przymierzyłem i się zgodziłem. Nie wiedziałem, że był to jeden z najlepszych obrońców w historii…
… niestety nie czułem jakiegoś pociągu, nie byłem do końca zadowolony. Moja świadomość piłkarska coraz bardziej się rozwijała. Na boisku raczej grałem jako prawy skrzydłowy pomocnik a Maldini okazało się, że jest obrońcą. Jedyny pozytywny aspekt tej całej sprawy, który sprawił, że czułem się dumnie, to moment gdy pojawiłem się na boisku w pełnym stroju i miny kumpli. W tamtych czasach było to naprawdę coś i pragnę dodać, że nie był to oryginalny strój AC MILAN tylko najzwyklejsza podróbka. Czułem się jak piłkarz, najchętniej nie wykonywałbym żadnego wślizgu, aby nie zniszczyć stroju!
… i w końcu 26.05.1999 mecz, finał Ligi Mistrzów, Camp Nou. Ja, tata, paczka paprykowych laysów. Polski salon z końca lat 90-tych, na którego końcu stał 21 calowy Panasonic, a w rogu kącik mamy z kwiatami. Całą scenę mam przed oczami jakby to było wczoraj i szczerze nie mam pojęcia jak cokolwiek widzieliśmy z odległości 3 metrów na 21 calowym ekranie! Dzisiaj to się wydaje niewiarygodne, ale mniejsza z tym. Rozpoczął się mecz, obie drużyny znałem, tata kibicował Bayernowi i w sumie na początku ja też. Jednak z minuty na minutę, niewiedząc dlaczego moje serce było bliższe drużynie z czerwonej części Manchesteru. Stracona bramka po rzucie wolnym zabolała mnie jakby to kadra Polski właśnie straciła gola. Czas uciekał ja coraz bardziej kibicowałem United, do końca zostały minuty i powiedziałem do taty zobaczysz będzie remis. I nagle 90 sekund, które zastaną w pamięci każdego sympatyka piłkarskiego na świecie. Mój krzyk, radość, ucałowanie telewizora świadczyło o tym jakbym wychował się i od zawsze był kibicem United! No i jeszcze jedno postać człowieka żującego gumę z taką pasją i zawziętością jakby wiedział, że za chwile coś wielkiego się wydarzy. Wydarzyło się United mnie pochłonął , sir Alex Ferguson mnie pochłonął. Do tego stopnia, że z wielką dumą mogłem powiedzieć, że odnalazłem swoją orientację, a jest nią Manchester United oraz sir Alex Ferguson. Dzisiaj dumnie mogę powiedzieć i z resztą wcale się z tym nie ukrywam, a raczej afiszuję, że jestem totalnym fanatykiem Manchesteru United i co więcej moja żona obiecała mi, że syn będzie nosił imię Alex, ponieważ chcę aby z taką zawziętością i wiarą dożył do celu w swoim codziennym życiu jak drużyna prowadzona przez tego dżentelmena…
…187 cm wzrostu, 104 kilo wagi (niestety) 26 lat, oto ja fanatyk czerwonych diabłów, facet, dla którego Manchester od tamtego dnia stał się czymś o wiele więcej niż tylko klubem, któremu się kibicuje…